Pierwszy tydzień marca przeminął tak szybko, że już nawet nie pamiętam kiedy była środa, potem czwartek, weekend i znowu poniedziałek :)
Półtora tygodnia temu w domu przechodziliśmy wirusa grypy żołądkowej, najpierw zachorowała najstarsza dziewczynka, potem chłopiec. Już myślałam, że mnie ominie, a jednak dopadło. W piątek o 5 rano zaczęła się masakra. Mnie tyle nie martwiła grypa co to, że powinnam pracować, miałam już zaplanowany cały weekend ze znajomymi itd. nie chciałam pracować w sobotę. No ale cóż stało się nie byłam w stanie być z dzieciakami. Choroba zawsze sprawia, że tęsknie za domem 3 razy bardziej niż normalnie. Spałam dosłownie cały dzień. Potem w sobotę rano byłam trochę z dzieciakami. Oczywiście Hostka cały czas pytała jak się czuję i czy czegoś nie potrzebuję.
W sobotę po południu wybrałam się na zwiedzanie Madrytu z Mają i Karisą. Maja jest AuPair niedaleko w Boadilla a Karisa przyjechała na "wymianę kulturową". Rozmawiałyśmy po Hiszpańsku :D Było śmiesznie. Zwiedziłyśmy Palacio Real (10 E- bilet normalny, 5 E - bilet ze zniżką tylko dla studentów) i La Pecera ( 3 E dla wszystkich). Przyjeżdżając do Hiszpanii najlepiej mieć kartę studencką, ja takiej nie posiadam więc za wszystko muszę płacić normalne ceny, nawet moja Europe Youth card nie załatwia mi żadnych zniżek, porażka.
W niedzielę, po Kościele pojechałam autobusem na lotnisko :D (od mojego Kościoła na Alameda de Osuna to jakieś 5 minut drogi). Pojechałam orientacyjnie rozeznać się w cenach biletów na pierwszy tydzień sierpnia i zapytać czy mogę zapłacić gotówką, bilet postaram się kupić jakoś w Maju, tak żeby ceny jeszcze były w miarę korzystne, trzeba zacząć oszczędzać.
Katedra -Palacio Real
Palacio Real, nie można robić zdjęć w środku :(
Romantyczne zdjęcie z Metropolis w tle
Panorama miasta z La Pecera